Koń: On Top of The World
Trener: Connor Hollingsworth
Jeździec: Connor Hollingsworth
Typ: join-up i zajeżdżanie
Czas i miejsce: wieczór, hala
Opis: Dzisiaj byłem zdeterminowany. Od pierwszego join-up'u z Elvią minął tydzień. Topek stał przez ten czas 24/7 na pastwisku, poza kilkoma godzinami, jakie spędził ze mną. Co jakiś czas rzucaliśmy mu tam folię czy beczki, żeby go odczulić. Dziś postanowiłem sam zrobić z nim kolejny join-up, a nawet na niego wsiąść, jeśli z poprzedniego planu cokolwiek wyjdzie. Chociaż byłem już wykończony treningiem z Crooked'em i Wildem, nie mogłem zrezygnować. Mieliśmy tego konia ułożyć, a nie postawić na pastwisko i tam zostawić.
Tym razem nie popełniłem ostatnich błędów i do konia od razu poszedłem z ogłowiem (bez wodzy). Kasztan stał już całkiem spokojnie na padoku, jakby nie zwracał uwagi na fakt, że przecież jest na dworze. Przywykł do nowej rzeczy i nie biegał już jak ostatni idiota po małym placu. Uciekło też z niego trochę wyścigowej duszy. Stał się wolniejszy, nie rzucał się już tak bardzo i przede wszystkim stracił zapał. Ale częściowo o to mi chodziło w innym wypadku nic nie udałoby mi się z nim zrobić. Kiedy zbliżyłem się do pastwiska koń zastrzygł w moją stronę uszami. Robiłem mu już kilka razy join-up, więc zdawał się przyjąć moją wyższą pozycję w stadzie, a nawet chyba zaczynał mnie lubić. Dziś miał być ostatni raz, który ostatecznie pokaże mu, że to ja jestem przewodnikiem. Podszedłem do niego, a ten skulił uszy, i odkłusował ode mnie, przy okazji strasząc mnie zębami. Nie zastanawiając się dłużej, pacnąłem go dosyć mocno liną treningową, jaką miałem w ręce, po zadku. Podwinął pod siebie tylne nogi, zatrzymał się i spojrzał na mnie z wyrzutem. Mogłem do niego spokojnie podejść i założyć mu ogłowie, chociaż odrobinę się rzucał. W efekcie wyszło na moje i po chwili byliśmy już na hali. Było tam już nowiutkie siodło ogiera, razem z kilkoma szczotkami i czaprakiem. Ochraniacze sobie na razie podarowałem. Odpiąłem liny od wędzidła i stanąłem na przeciw konia.
Po którymś razie nauczył się mnie szanować, dlatego dziś niemal od razu zaczął się cofać, chociaż kulił złowieszczo uszy. Wiedziałem jednak, że nic mi nie zrobi, a przynajmniej nie w tej chwili. W końcu nie wytrzymał presji i odskoczył ode mnie odgalopywując kawałek. Skorzystałem z okazji i rzuciłem linę na jego zad, sprawiając że nie zwolnił. Nie odpuszczałem nacisku jeszcze długo. Wymusiłem na nim zmiany kierunku, szybkie zwroty i przyspieszenie chodu i dopiero wtedy zacząłem dawać mu "święty spokój". Odwróciłem się od niego tyłem, odchodząc kilka kroków. Nie minęło kilka chwil, a poczułem ciepły oddech konia na mojej szyi, z której spadł mi szalik gdzieś po drodze, a po chwili ciepłe wargi kasztanka zaczęły mnie po niej smyrać. Odwróciłem się powoli i pogładziłem go po nosie. Idealnie. Zajęło mi to dużo mniej czasu niż z Crookedem, ale może to dlatego, że Topek nie był aż taki agresywny (narwany i silny, ale nie aż tak agresywny). Ruszyłem w stronę szczotek, a folblut podążył za mną. Złapałem za gumowe zgrzebło i tą z miękkim włosiem i zabrałem się za czyszczenie go. Uciekał od szczotek, jednak nie na tyle, żebym musiał go przywiązywać. Zaczynał się powoli przyzwyczajać, do robienia tak prostej rzeczy na dużej przestrzeni, ale także do tego, że nie może ode mnie sobie tak po prostu odejść. Kiedy był mniej-więcej czysty, zarzuciłem na niego czaprak i przypiąłem liny do ogłowia. Teraz najgorsza część - siodło. Ogier uciekał ode mnie zadem, próbował brykać, gryźć i kopać, jednak po kilku próbach podpiąłem popręg na tyle, żeby nie spadło przy wsiadaniu. Zmieniłem liny na wodze. Założyłem jeszcze toczek - tak dla pewności - i po chwili siedziałem już na grzbiecie kasztana. Niezbyt mu się to podobało. Był przyzwyczajony do nieco lżejszych jeźdźców, innego siodła i innego dosiadu. Przez chwilę nie robiłem nic, czekając na jego reakcję, jednak kiedy nie doczekałem się jej, zmieniłem dosiad na aktywujący. I koń, chociaż nie znał tego znaku, rzucił się do przodu galopem. Postanowiłem na razie go nie zatrzymywać. Skoro tak koniecznie chce mu się biegać - proszę. Popracujemy nad rozluźnieniem w 3 podstawowym chodzie. Jednak nie wszystko poszło po mojej myśli. Ogier zaczął strzelać baranki, wyraźnie próbując pozbyć się mnie z grzbietu, a kiedy to nie zadziałało, zatrzymał się nagle, tak że nie zdążyłem zareagować i poleciałem mu na szyję, po czym stanął dęba. Myślałem przez chwilę, że spadnę, ale najgorsze dopiero miało nadejść. Uczepiłem się szyi konia, kiedy w końcu stanął na wszystkich czterech nogach i już miałem cofnąć się na siodło, kiedy ogier znów ruszył do przodu, nie przerywając brykania. Chwilę później miałem bliskie spotkanie z piaskiem. Leżałem przez chwilę w bezruchu, wpatrując się w dach hali, westchnąłem i usiadłem. Ogier biegał po całej ujeżdżalni, wielce z siebie zadowolony, z porwanym paskiem policzkowym i zerwanymi wodzami.
- Nowe ogłowie... - mruknąłem sam do siebie, wstałem, otrzepałem się z piasku i ruszyłem w stronę konia. Po kilku minutach biegania udało mi się go złapać. Na dziś postanowiłem dać mu spokój. Nie tylko ze względu na porwane ogłowie i brak zastępnika. Czułem pulsujący ból w całych nogach, które kasztan najwyraźniej musiał mi pokopać, kiedy tak sobie z niego spadałem. Rozebrałem go i wypuściłem na pastwisko, jak zwykle w halterze, a potem kuśtykając odniosłem sprzęt i doczłapałem się do domu w celu natychmiastowego snu.
Ocena: Join-up w końcu udał się w stu procentach. Teraz trzeba zacząć przygotowywać Topka do podstaw ujeżdżenia, nie zapominając o ciągłym eliminowaniu narowów.
Poprawki: Wszystko z wyjątkiem pracy z ziemi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz