Koń: Moon Child
Trener: Elvia Savange
Jeździec: -
Typ: trening z ziemi
Czas i miejsce: wczesny poranek, lonżownik
Opis: Usłyszałam głośny huk dochodzący zza drzwi mojej sypialni. Odkąd Effie, Phil i William przyjechali do nas z końmi z Cheltenham nie było dane mi się wyspać. Albo jakieś podejrzane dźwięki dochodziły z sypialni Dana - i chwilowo też Phila, która była obok mojej, albo cocaine przekręcała się tak, że jej stopa lądowała na mojej twarzy, albo działo się właśnie coś takiego. Podniosłam na chwilę głowę znad poduszki, mrugając kilka razy. Collins opuściła już pokój i teoretycznie miałam święty spokój, jednak kiedy huk się ponowił podniosłam się z łóżka w natychmiastowym tempie i w piżamie składającej się na koszulkę, zabraną Anthony'emu (była z Green Dayem, mógł się tego spodziewać) i szorty podbiegłam do drzwi i otworzyłam je zamaszyście. Przede mną, na podłodze leżeli Ian i Anthony. Wyższy chłopak zaciskał coś w ręce, którą na siłę starał się wyrwać starszemu. Ten za to jedną dłoń trzymał na jego twarzy, a drugą próbował rozsunąć trochę palce, żeby dostać się do obiektu o który tak walczyli. Wieczne dzieci. Oparłam się o framugę drzwi, a rozczochrane blond włosy połaskotały moją twarz. Westchnęłam teatralnie patrząc na nich. Przerwali bójkę natychmiast i spojrzeli na mnie, ni to przestraszeni, ni to zdenerwowani.
- Ej, to moja koszulka! - jęknął Ant, próbując wyrwać się Ianowi.
- Już nie - mruknęłam i przeszłam nad nimi, nie wnikając w powód ich "kłótni". Pewnie bili się o zabawkę z opakowania płatków śniadaniowych lub coś tego pokroju. Chociaż tego bardziej spodziewałabym się po Philu, a nie "poważnym" i "spokojnym" Anthonym. Chyba nigdy nie zrozumiem czemu czarnowłosy przy mnie i Ianie zachowuje się zupełnie inaczej, niż przy reszcie ludzi.
Podreptałam do łazienki, gdzie ogarnęłam swoją fryzurę, umyłam zęby i zrobiłam cokolwiek z twarzą, żeby nie wyglądać jak siedem nieszczęść. W drodze powrotnej do sypialni wpadłam na Phila, który wpadł przez to na Dana, ale wyższy na szczęście był na tyle przytomny, żeby go złapać i mnie ominąć, wiedząc że jestem zbyt zaspana, żeby zareagować w miarę szybko.
- Phil - mruknęłam, zanim odeszli, a ten obrócił się w moja stronę. - Wyprowadź mi, proszę, Dzieciaka na lonżownik.
Usłyszałam cichy śmiech Dana, przemieszany z jękiem drugiego chłopaka, ale wiedząc że to zrobi oddaliłam się do mojego pokoju, żeby się ubrać. Włożyłam jeansowe bryczesy z pełnym lejem, biały t-shirt, związałam włosy i po chwili byłam już na dworze w moich nowiutkich, różowych rękawiczkach, z ciężką liną treningową i halterem w dłoni. Rzuciłam go do Philipa, który przed chwilą odstawił Dzieciaka na lonżownik.
- Włóż mu go, proszę - krzyknęłam kierując się w stronę stajni w której Joven i Danielle karmili konie. - Dani, weźmiesz dziś ze mną Comanche na trening? - zapytałam dziewczyny, która wsypywała właśnie paszę do żłobu French.
- Pewnie - odpowiedziała, a ja zadowolona ruszyłam w stronę konia, który nie spodziewał się, jaki terror za chwilę na niego spłynie. Dreptał spokojnie po lonżowniku w jedną i drugą, rozglądając się na wszystkie strony. Przeszłam pod ogrodzeniem i zatrzymałam się na wprost niego, a kiedy ten nie zrobił sobie z tego nic i prawie na mnie wszedł przeszłam szybko z nastawienia pokojowego do "złości". Teraz musiałam się zachowywać jakbym była drapieżnikiem. Spojrzałam prosto w jego oczy, wyprostowałam się, zrobiłam głośny, głęboki wdech i postąpiłam kilka ciężkich, zdecydowanych kroków w jego stronę, a kiedy ten zwyczajnie mnie zignorował machnęłam końcówką liny z całej siły, uderzając w piasek na przeciw dwulatka. Ten wzdrygnął się i cofnął kilka kroków, to jednak było za mało. Uderzyłam go liną w klatkę piersiową. Ciągle nie zmieniłam postawy, moja "bańka" nadal była zwiększona, więc musiał to respektować. Koń cofnął się gwałtownie, odskoczył w bok i ruszył galopem w stronę ściany lonżownika. Tak jak się spodziewałam zwolnił, kiedy się do niej zbliżył, ale nie o to mi chodziło. Machnęłam liną, trafiając go w zad, ten podebrał go pod siebie i przyspieszył robiąc koło. Nie zwalniałam nacisku i przez kolejną minutę wywołałam u niego panikę, tak że ten nie miał zamiaru już się zatrzymać. Przez ten czas Phil zaciekawił się naszym treningiem i usiadł na białym ogrodzeniu. Kiedy Moon Child znalazł się tuż obok niego, uderzyłam liną w piasek przed nim, aby zmienił kierunek. Ten zatrzymał się i gwałtownie obrócił, łbem zrzucając chłopaka na ziemię. Zaśmiałam się, jednak nie zmieniłam postawy, i tylko popędziłam Dzieciaka, żeby przypadkiem nie stwierdził, że mu odpuściłam. Wspiął się, machnął głową i znowu ruszył przed siebie. Po kolejnych dwóch zmianach kierunku zaczęłam powoli odpuszczać, zmniejszając nacisk, aż w końcu przestałam używać liny i zmieniłam postawę na bierną. Zrobiłam głośny wydech, odwróciłam się tyłem do konia, opuściłam głowę i ramiona, wyraźnie się rozluźniając. Chwilę później poczułam delikatne trącenie nosem w ramię. Odwróciłam się powoli. Dzieciak stał przy mnie zaciekawiony. Uśmiechnęłam się, zadowolona z mojego sukcesu. Podeszłam do konia, stając na wysokości jego łopatki i zaczęłam delikatnie gładzić jego szyję. Ciągle czuł się zagrożony, musiałam mu pokazać, że jestem przewodnikiem, nie drapieżnikiem. Po szyi, zjechałam na klatkę piersiową, kłąb, zad, słabiznę, nogi i na końcu pogłaskałam go po pysku i w okolicach uszu. Trzeba jeszcze tylko sprawdzić czy za mną pójdzie. Oddaliłam się od folbluta i powoli, głośno wydychając powietrze ruszyłam przed siebie. Ogier ruszył za mną, głowę trzymając luźno w dole, na równi z moim biodrem. Po jednym kółku stępa podniosłam energię, wzięłam głośny, głęboki wdech, wyprostowałam się, podskoczyłam i ogier płynnie przeszedł do galopu, bryknął kilka razy, a potem biegł na równi ze mną, co jakiś czas rozładowując swoją energię. Wróciłam do spokojnej postawy, opuściłam ramiona, zwolniłam, koń zatrzymał się razem ze mną. Idealnie. Na dziś odpuściłam sobie zwroty na przodzie i zadzie, odprowadziłam ogiera do jego chwilowego boksu bez żadnej linki, grzecznie szedł za mną, jedynie rozglądając się na boki.
Trener: Elvia Savange
Jeździec: -
Typ: trening z ziemi
Czas i miejsce: wczesny poranek, lonżownik
Opis: Usłyszałam głośny huk dochodzący zza drzwi mojej sypialni. Odkąd Effie, Phil i William przyjechali do nas z końmi z Cheltenham nie było dane mi się wyspać. Albo jakieś podejrzane dźwięki dochodziły z sypialni Dana - i chwilowo też Phila, która była obok mojej, albo cocaine przekręcała się tak, że jej stopa lądowała na mojej twarzy, albo działo się właśnie coś takiego. Podniosłam na chwilę głowę znad poduszki, mrugając kilka razy. Collins opuściła już pokój i teoretycznie miałam święty spokój, jednak kiedy huk się ponowił podniosłam się z łóżka w natychmiastowym tempie i w piżamie składającej się na koszulkę, zabraną Anthony'emu (była z Green Dayem, mógł się tego spodziewać) i szorty podbiegłam do drzwi i otworzyłam je zamaszyście. Przede mną, na podłodze leżeli Ian i Anthony. Wyższy chłopak zaciskał coś w ręce, którą na siłę starał się wyrwać starszemu. Ten za to jedną dłoń trzymał na jego twarzy, a drugą próbował rozsunąć trochę palce, żeby dostać się do obiektu o który tak walczyli. Wieczne dzieci. Oparłam się o framugę drzwi, a rozczochrane blond włosy połaskotały moją twarz. Westchnęłam teatralnie patrząc na nich. Przerwali bójkę natychmiast i spojrzeli na mnie, ni to przestraszeni, ni to zdenerwowani.
- Ej, to moja koszulka! - jęknął Ant, próbując wyrwać się Ianowi.
- Już nie - mruknęłam i przeszłam nad nimi, nie wnikając w powód ich "kłótni". Pewnie bili się o zabawkę z opakowania płatków śniadaniowych lub coś tego pokroju. Chociaż tego bardziej spodziewałabym się po Philu, a nie "poważnym" i "spokojnym" Anthonym. Chyba nigdy nie zrozumiem czemu czarnowłosy przy mnie i Ianie zachowuje się zupełnie inaczej, niż przy reszcie ludzi.
Podreptałam do łazienki, gdzie ogarnęłam swoją fryzurę, umyłam zęby i zrobiłam cokolwiek z twarzą, żeby nie wyglądać jak siedem nieszczęść. W drodze powrotnej do sypialni wpadłam na Phila, który wpadł przez to na Dana, ale wyższy na szczęście był na tyle przytomny, żeby go złapać i mnie ominąć, wiedząc że jestem zbyt zaspana, żeby zareagować w miarę szybko.
- Phil - mruknęłam, zanim odeszli, a ten obrócił się w moja stronę. - Wyprowadź mi, proszę, Dzieciaka na lonżownik.
Usłyszałam cichy śmiech Dana, przemieszany z jękiem drugiego chłopaka, ale wiedząc że to zrobi oddaliłam się do mojego pokoju, żeby się ubrać. Włożyłam jeansowe bryczesy z pełnym lejem, biały t-shirt, związałam włosy i po chwili byłam już na dworze w moich nowiutkich, różowych rękawiczkach, z ciężką liną treningową i halterem w dłoni. Rzuciłam go do Philipa, który przed chwilą odstawił Dzieciaka na lonżownik.
- Włóż mu go, proszę - krzyknęłam kierując się w stronę stajni w której Joven i Danielle karmili konie. - Dani, weźmiesz dziś ze mną Comanche na trening? - zapytałam dziewczyny, która wsypywała właśnie paszę do żłobu French.
- Pewnie - odpowiedziała, a ja zadowolona ruszyłam w stronę konia, który nie spodziewał się, jaki terror za chwilę na niego spłynie. Dreptał spokojnie po lonżowniku w jedną i drugą, rozglądając się na wszystkie strony. Przeszłam pod ogrodzeniem i zatrzymałam się na wprost niego, a kiedy ten nie zrobił sobie z tego nic i prawie na mnie wszedł przeszłam szybko z nastawienia pokojowego do "złości". Teraz musiałam się zachowywać jakbym była drapieżnikiem. Spojrzałam prosto w jego oczy, wyprostowałam się, zrobiłam głośny, głęboki wdech i postąpiłam kilka ciężkich, zdecydowanych kroków w jego stronę, a kiedy ten zwyczajnie mnie zignorował machnęłam końcówką liny z całej siły, uderzając w piasek na przeciw dwulatka. Ten wzdrygnął się i cofnął kilka kroków, to jednak było za mało. Uderzyłam go liną w klatkę piersiową. Ciągle nie zmieniłam postawy, moja "bańka" nadal była zwiększona, więc musiał to respektować. Koń cofnął się gwałtownie, odskoczył w bok i ruszył galopem w stronę ściany lonżownika. Tak jak się spodziewałam zwolnił, kiedy się do niej zbliżył, ale nie o to mi chodziło. Machnęłam liną, trafiając go w zad, ten podebrał go pod siebie i przyspieszył robiąc koło. Nie zwalniałam nacisku i przez kolejną minutę wywołałam u niego panikę, tak że ten nie miał zamiaru już się zatrzymać. Przez ten czas Phil zaciekawił się naszym treningiem i usiadł na białym ogrodzeniu. Kiedy Moon Child znalazł się tuż obok niego, uderzyłam liną w piasek przed nim, aby zmienił kierunek. Ten zatrzymał się i gwałtownie obrócił, łbem zrzucając chłopaka na ziemię. Zaśmiałam się, jednak nie zmieniłam postawy, i tylko popędziłam Dzieciaka, żeby przypadkiem nie stwierdził, że mu odpuściłam. Wspiął się, machnął głową i znowu ruszył przed siebie. Po kolejnych dwóch zmianach kierunku zaczęłam powoli odpuszczać, zmniejszając nacisk, aż w końcu przestałam używać liny i zmieniłam postawę na bierną. Zrobiłam głośny wydech, odwróciłam się tyłem do konia, opuściłam głowę i ramiona, wyraźnie się rozluźniając. Chwilę później poczułam delikatne trącenie nosem w ramię. Odwróciłam się powoli. Dzieciak stał przy mnie zaciekawiony. Uśmiechnęłam się, zadowolona z mojego sukcesu. Podeszłam do konia, stając na wysokości jego łopatki i zaczęłam delikatnie gładzić jego szyję. Ciągle czuł się zagrożony, musiałam mu pokazać, że jestem przewodnikiem, nie drapieżnikiem. Po szyi, zjechałam na klatkę piersiową, kłąb, zad, słabiznę, nogi i na końcu pogłaskałam go po pysku i w okolicach uszu. Trzeba jeszcze tylko sprawdzić czy za mną pójdzie. Oddaliłam się od folbluta i powoli, głośno wydychając powietrze ruszyłam przed siebie. Ogier ruszył za mną, głowę trzymając luźno w dole, na równi z moim biodrem. Po jednym kółku stępa podniosłam energię, wzięłam głośny, głęboki wdech, wyprostowałam się, podskoczyłam i ogier płynnie przeszedł do galopu, bryknął kilka razy, a potem biegł na równi ze mną, co jakiś czas rozładowując swoją energię. Wróciłam do spokojnej postawy, opuściłam ramiona, zwolniłam, koń zatrzymał się razem ze mną. Idealnie. Na dziś odpuściłam sobie zwroty na przodzie i zadzie, odprowadziłam ogiera do jego chwilowego boksu bez żadnej linki, grzecznie szedł za mną, jedynie rozglądając się na boki.
Ocena: Moon Child szybko zrozumiał, że to ja tu rządzę i świetnie się ze mną zgrał. Join up przeszedł bez problemowo, a koń zaakceptował swoją niższą pozycję.
Poprawki: -
Zapraszam na pierwszy wyścigowy hipodrom Sariah ;))
OdpowiedzUsuń(hipodrom-sariah.blogspot.com)
Co tydzień organizowane są nowe gonitwy na różnych dystansach dla każdego konia!
Pozdrawiam Sariah
Zawody skokowe na Bernaux Stud!
OdpowiedzUsuńbernauxstud.blogspot.com